Divine Providence

Zpapraszamy na bloga Jędrka Baranowskiego i Konrada Ociepki. Ich głównym celem jest przejście w jak najlepszym stylu drogi Divine Providence (7b, 900 m) na Wielkim Filarze Narożnym (4243 m) na Mont Blanc. 

Żółta wapienna ściana wyrasta ze skalnej zatoki. Skwar. Ciągle go nie ma. Już tyle tu czekam. Zaraz łódka odpłynie i tyle z tego będzie. Co to w ogóle za pomysł, żeby solować dzień przed taką drogą? Pewnie będzie zmęczony. Nieważne, jak będzie zmęczony, to ja poprowadzę wszystkie wyciągi. Tylko żeby już przyszedł.

– Baran, wierzysz w Boga? - wyrwałem go z zamyślenia. Siedział z łokciem opartym na stole i nakręcał na palec jeden ze swoich loków, a drugą ręką obejmował kubek z kawą. Wpatrywał się nieobecnym wzrokiem w ziemię, jego podłużna twarz była pozbawiona wyrazu. Uniósł głowę, ale nie skierował wzroku na mnie, tylko prosto przed siebie, gdzieś daleko w przestrzeń, i szeroko się uśmiechnął.

We wtorek wracamy na lodowiec. Tym razem kolejką, żeby zaoszczędzić siły przed wspinaczką na Divine Providence. W środę o świcie wejdziemy w ścianę.

Po wielu gorących dyskusjach doszliśmy z Baranem do następujących wniosków dotyczących alpinizmu (których prawdziwość jest, naszym zdaniem, nie do podważenia):

Nareszcie! Nareszcie szliśmy tam, gdzie "powietrze rzadkie i czyste, niebezpieczeństwo bliskie i duch pełen radosnej złośliwości". Szliśmy? Tak, żeby oddać górze sprawiedliwość, poprawić wydymę i zaoszczędzić na kolejce, postanowiliśmy dojść na lodowiec o własnych siłach. Nasze plecaki pomieściły sprzęt wspinaczkowy i biwakowy oraz prowiant potrzebny do przeżycia kilku dni na lodowcu, osiągając wagę po dwadzieścia kilka kilogramów każdy.