Czy warto pisać autobiografię przed ukończeniem 30. roku życia?

Nawet jeśli jest się jednym z najlepszych wspinaczy na świecie? Możemy sobie odpowiedzieć na to pytanie na przykładzie książki „Ciało i dusza wspinacza”. Jest to opowieść Adama Ondry, a książka ukazała się w 2021 r. nakładem wydawnictwa Agora. Współautorem jest dziennikarz Martin Jaros, a przełożył z czeskiego na polski Michał Rogalski.
Na wstępie muszę zaznaczyć, że się nie wspinam. Uwielbiam góry, chodzę po nich bardzo często, odwiedzam te wyższe i niższe, ale jednak zdecydowanie preferuję mieć grunt pod nogami. Dlatego też patrzę na książkę Adama Ondry z tej perspektywy. W takiej sytuacji lekturę najlepiej zacząć od końca, gdzie znajduje się słowniczek specjalistycznych pojęć. Oczywiście dla ludzi wspinających się na co dzień jest to absolutna podstawa, ale w moim przypadku lektura tego słowniczka na samym początku pomogła lepiej rozumieć niektóre fragmenty książki.
O wyczynach Adama Ondry dowiedziałem się przypadkiem, kilka ładnych lat temu. Oglądałem na YouTube’ie filmiki z gór najwyższych, aż w końcu algorytm YT podsunął mi film z pewnym kudłatym jegomościem. Włączyłem i zachwyciłem się od pierwszej chwili. Nie muszę tutaj nikogo przekonywać, że Adam Ondra robi w ścianie niesamowite rzeczy i naturalnie nasuwa się określenie człowiek-pająk.
Zacząłem więc czytać o nim i analizować jego wejścia. Przejście drogi Dawn Wall (El Capitan, Yosemite), uznawanej za najtrudniejszą skalną wielowyciągówkę świata, i to zaledwie miesiąc po pierwszym z nią kontakcie (2016). Wielkim echem odbiło się też przejście pierwszej w historii drogi wycenianej na 9c w 2017 r. (Silence – Flatanger, Norwegia). Nie da się ukryć, że jeszcze przed trzydziestką Czech stał się legendą światowej wspinaczki.
Opowieść ma układ chronologiczny, więc zaczynamy od dzieciństwa głównego bohatera. Był on niejako skazany na wspinaczkę, ponieważ rodzice od najmłodszych lat zabierali go w skałki. Nie zawsze jednak dzieci podzielają pasje rodziców, a przykładem jest tutaj siostra Adama, która po początkowej fascynacji zarzuciła wspinaczkę całkowicie. Natomiast fascynacja głównego bohatera wspinaczką przewyższała o wiele pasję rodziców. Niekiedy może się nawet wydawać, że Adam Ondra był kompletnie zwariowany na tym punkcie:
W podobnym czasie, być może właśnie jako siedmiolatek, przestałem chodzić po podłodze naszego mieszkania. Chodziłem po meblach albo nawet przemieszczałem się w powietrzu, zapierając się rękami o ściany korytarza. Zapragnąłem mieć własną ściankę wspinaczkową u siebie w pokoju, choćby maleńką. Tak długo męczyłem tym rodziców, że w końcu zamontowali mi małą tablicę nad drzwiami. Mierzyła raptem metr na pół metra i mieściło się na niej maksymalnie dwanaście chwytów. Miałem jednak wreszcie parę własnych chwytów, ciągle na nich zawisałem i równie często zmieniałem ich układ. W ten sposób skracałem sobie w domu te chwile, kiedy zaczynałem się nudzić. Niewielka domowa ścianka stopniowo się rozrastała. W kolejnym roku przybyła jej następna część – na suficie korytarza. Zmieniłem się w rodzaj gekona, który nieustannie łazi po ścianach. (s. 25-26)
Niesamowite jest to, że już w wieku kilku lat Adam stał się lepszym wspinaczem niż jego rodzice. Niezwykle ważne było też wsparcie, jakie otrzymał od rodziców w rozwijaniu swojej pasji. Chętnie jeździli z nim w skały bliższe i dalsze, nie mieli także oporów, aby zapisywać go na różnorakie zawody. Adam rywalizował najczęściej z kilka lat starszymi od siebie zawodnikami, a i tak zazwyczaj nie miał sobie równych.
Wspomnienia ze spontanicznych wypadów w skałki przeplatają się w książce z relacjami z zawodów. Wreszcie dochodzimy też do obszernych opisów najważniejszych osiągnięć Ondry, czyli wspomnianych już wejść w Yosemite i górach norweskich. Moim skromnym zdaniem, są to najciekawsze fragmenty książki, ponieważ możemy „od kuchni” zobaczyć, jak wyglądała droga do sukcesu.
W książce „Ciało i dusza wspinacza” znajdziemy także bardzo liczne relacje z zawodów wspinaczkowych. To już jest dużego rodzaju nisza, ciekawa dla ludzi „wkręconych” w ten sport. Z mojego punktu widzenia było to mniej interesujące, ale mimo wszystko dowiedziałem się wielu przydanych rzeczy.
Na końcu książki mamy także rozdział poświęcony partnerce Czecha. Jest nią Iva Vejmolova, którą Adam poznał – nie trudno było zgadnąć – podczas wspinaczki. Wspólna pasja na pewno miała wielki wpływ na rozwój uczucia. Jest też rozdział o wspinaczce na Igrzyskach Olimpijskich – Adam starał się przewidzieć, co może się wydarzyć podczas jego debiutu (oraz debiutu całej dyscypliny) w Tokio. Książka wyszła przed Igrzyskami, więc główny bohater nie mógł w żaden sposób skomentować rozczarowującego wyniku, jakim było szóste miejsce i brak medalu.
Wielką zaletą książki są również przepiękne zdjęcia, których znajdziemy bardzo dużo. Na samym początku zadałem pytanie, czy osoba przed trzydziestką powinna pisać autobiografię. Czasem jeden człowiek przed tym wiekiem dokona więcej niż wielu innych przez całe życie, ale jednak trudno się pozbyć wrażenia, że Adam Ondra nie ma jeszcze materiału na długą, wciągającą opowieść.
„Ciało i dusza wspinacza” to zbiór wspomnień i ciekawych artykułów na różne tematy, spisanych przed jednego z najwybitniejszych wspinaczy na świecie. Jest trochę o historii, trochę o zawodach, również wiele z życia osobistego głównego bohatera. Adam Ondra prezentuje także swoją filozofię górską:
We wspinaczce uwielbiam to, że można szukać jak najprostszych dróg na szczyt, ale równocześnie nie da się tu nijak oszukać. Albo się utrzymasz na ścianie i nie spadniesz, albo się nie utrzymasz i spadniesz. Nie ma nic pomiędzy! A to jest bezkompromisowa i jasna sytuacja. Malarz może namalować obraz i powiedzieć sobie: „tak, to mi się udało”, i nikt nie jest w stanie zmierzyć, jak bardzo mu się udało. Czy tak, jak sobie wyobrażał, czy lepiej, czy gorzej – to tylko subiektywne odczucie. We wspinaczce albo się na drogę wespniesz, albo się nie wespniesz. Nie ma nic pomiędzy! Nie da się wspiąć połowicznie… (s. 218-226)
Całość może nie porywa, ale składa się na przyjemną książkę. Czyta się ją lekko, nie jest długa, a na wielki plus masa pięknych zdjęć. Już pomijając historię Adama Ondry, są to po prostu wspaniałe krajobrazy górskie. Absolutnie nie żałuję czasu spędzonego z autobiografią Adama Ondry.

Bartosz Bolesławski